Zapewne każdy z Was wyszedł kiedyś niezadowolony z wizyty u lekarza. A to nie udało Wam się załatwić jakiegoś badania, bądź doktor zbagatelizował Wasze objawy i zostaliście wysłani do domu z informacją, że jesteście zdrowi. Oczywiście, nie każdy lekarz postępuje w ten sposób i są tacy, którzy podchodzą do każdego pacjenta z pełną powagą i starają się załatwić dla niego wszystko, co poprawi lub zbada stan jego zdrowia. Niestety, każdy z nas trafił w życiu na takiego, który już samym tonem głosu sprawia, że tracimy wszelką nadzieję i chęć życia. Są to lekarze, którzy robią problem z samego faktu, że w ogóle muszą pracować. Jaki jest najlepszy sposób, żeby wizyta u takiego człowieka miała jakiś sens?
Najlepszą metodą jest histeria. Tak. Czasem warto po prostu „przyaktorzyć”, gdyż w innym przypadku lekarz nawet nie zainteresuje się Waszym problemem. Nie piszę tu o problemach związanych z gorączką, kaszlem czy wrośniętym paznokciem, lecz, czasem, żeby nie czekać na rezonans kolana czy na przykład, na operację ginekomastii do 2025 roku, warto się rozpłakać, pokrzyczeć i pohisteryzować. Jest wiele małych dolegliwości, które z punktu widzenia medycznego są całkowicie niegroźne, natomiast z punktu widzenia pacjenta, są niezwykle niekomfortowe czy wręcz dołujące, jak przytoczony wyżej przykład ginekomastii.
Jeżeli trafisz na twardego lekarza, warto zastosować taką metodę i przede wszystkim, nie martwić się co sobie pomyśli. Nawet jeżeli on Wam nie pomoże, to pójdziecie do innego, a tamtego najprawdopodobniej już nigdy w życiu nie zobaczycie.